Wodzirej na wesele

 


Odczuwam wewnętrzny przymus, by to zrobić. Czuję, że czas najwyższy, bym to zrobił. Czuję, że muszę to zrobić. Rzecz jasna z tym „muszę” to pewna przesada. Któż z nas bowiem nie jest na tyle wolny, by nie móc wybierać tego, co chce zrobi? Stosownym jest jednak, bym tak właśnie zrobił.

Byłem jak niezdobyta warownia, którą na różne sposoby chciała zdobyć dla swych celów myśl, by dołączyć do grona wodzirejów. Miałem kilku kolegów, którzy branżą wodzirejską parali się od jakiegoś czasu. Od jednego z nich kilkakrotnie otrzymałem propozycję, by zostać jednym z nich i dołączyć do jego grupy. Zaproszenia były rzecz jasna miłe. Mile wyrażane i miło było ich słuchać. Odczuwałem jednak chyba jeszcze większą przyjemność za każdym razem, gdy odmawiałem ich przyjęcia. Lubiłem tańczyć - nie chciałem być jednak tancerzem. Lubiłem również bawić się z ludźmi - na parkiecie odnajdywałem jednak w sobie duszę samotnika artysty. Byłem muzykiem. Piszę wyraźnie - muzykiem. Ukończyłem Warszawski Uniwersytet Muzyczny na wydziale instrumentalnym.

Granie na weselach jawiło mi się jako zajęcie mniej godne uznania, niż granie na ulicy. Na ulicy zdarzało mi się grać. Zacząłem kiedyś zagranicą, wracając stopem z kursu gitarowego. Potem grałem trochę w Polsce. Na weselach jednak grać nie chciałem.

I nagle jakby mnie olśniło. Zaczęło się od realnej, żywej potrzeby. Organizowałem charytatywne koncerty i potrzebowałem sobie kupić fajny sprzęt nagłośnieniowy. Chciałem go kupić, niemniej potrzeba było jakiegoś poważniejszego uzasadnieniadla wydania dużej sumy pieniędzy. Na uzasadnienie zakupu sprzętu nie trzeba było czekać dlugo - miał to być sprzęt również na wesela. Nie długo jednak trzeba było czekać, by uzasadnić i sam fakt, że zdecydowałem się grać na weselach. To było nagłe spektakularne w swych późniejszych konsekwencjach odkrycie. Przechodziłem obok niej codziennie, a nawet studiowałem z mozołem jej tajemnice, jednocześnie jakoś nie dostrzegając, że jest tak blisko, tuż tuż, tuż obok. I nagle trach! Zobaczyłem i zachwyciłem się! To odkrycie zmieniło moją motywację, oczyściło ją i nadało nowego sensu.

Przestałem odczuwać wstyd na myśl o byciu wodzirejem. Przestałem odczuwać wstyd na myśl, że miałbym założyć zespół weselny. Przestałem odczuwać wstyd, że jako zawodowy muzyk będę grał na weselach. Stało się coś odwrotnego. Odczułem frajdę, satysfakcję i dumę z faktu, że będę towarzyszył ludziom na ich weselach. I w ten sposób zaangażowałem się w wesela. Zacząłem o nich myśleć z perspektywy muzyki i o samej muzyce, z perspektywy prowadzonych wesel. A stąd już bezpośrednia, bardzo prosta droga do bycia wodzirejem.



Dodaj komentarz






Dodaj

© 2013-2024 PRV.pl
Strona została stworzona kreatorem stron w serwisie PRV.pl